Tytuł alternatywny: Samojebka jako przejaw zmiany sposobu myślenia z BYĆ na MIEĆ
Rembrandt pozostawił po sobie ponda 90 autoportretów. Jest to jedna z najlepiej udokumentowanych autobiografii w sztuce, jaka kiedykolwiek powstała. Nasuwa się pytanie, dlaczego powstało ich aż tyle?
Odpowiedź nie jest zbyt trudna. Obrazy z własną podobizną służyły jako nośnik marki autora. Reklamowały i umacniały w społeczeństwie wizerunek Rembrandta jako rzemieślnika sztuki niemającego sobie równych. Choć są to powody praktyczne, kryły one za sobą jeden najważniejszy, płynący z natury człowieka- sprawić, aby inni na mnie patrzyli.
Dzisiaj każdy może stać się Rembrandtem zaspokajającym swoje ambicje, wystarczy mieć smartfona i dostęp do Internetu.
Samojebka, kilka słów wstępu
Definicja
Samojebka jest rodzajem fotografii autoportretowej, wykonywanej z trzymanego w ręku aparatu lub telefonu komórkowego. Zdjęcie przedstawia zazwyczaj fotografa lub jego odbicie w lustrze.
Lekki zarys historyczny
Pierwsza samojebka mogła powstać w 1839 roku, zrobiona przez amerykańskiego pioniera fotografii Roberta Corneliousa. Choć dzisiaj ciężko dowieść czy działał sam, czy z asystentem. Jak wiadomo samojebkę trzeba zrobić samemu.
Natomiast pierwsza samojebka zrobiona przez nastolatkę powstała za pomocą aparatu – Kodak Brownie i lustra w 1900 roku. Zostało wykonane przez Rosyjską Wielką Księżną Anastazję Nikołajównę w wieku 13 lat, z zamiarem wysłanie jej do przyjaciela.
Nazwijmy rzeczy po imieniu
Po raz pierwszy użycia słowa selfie można odnaleźć w 2002 roku, na australijskim forum internetowym ABC Online. Jeden z użytkowników zamieścił zdjęcie własnej twarzy i dodał następujący komentarz: Um, drunk at a mates 21st, I tripped ofer [sic] and landed lip first (with front teeth coming a very close second) on a set of steps. I had a hole about 1cm long right through my bottom lip. And sorry about the focus, it was a selfie.
Wraz z rozwojem portali społecznościach, selfie nabierało popularności. W 2013 roku słowo selfie zostało ogłoszone jako „słowo roku” przez Oxford English Dictionary i włączone do leksykalnego zasobu słownictwa.
Polskie tłumaczenie
Nad Wisłą selfik nie doczekał się zgrabnego tłumaczenia na język polski. Jakoś komisja językoznawstwa nie poczuła się zobowiązana na spolszczenie samolubki. Choć zarzeka się, że jak moda potrwa dłużej to z czasem wejdzie do polszczyzny, a później do słowników. Natura jednak nie lubi próżni i na forach internetowych rozgościła się wulgarna, i według mnie dość trafna samojebka.
Sztuka na wyciągnięcie ręki
Autoportret ma długą i bogatą historię, której początki sięgają średniowiecza, a rozpowszechniły się pod koniec tej epoki. Portret własny jest szczególnym dziełem sztuki, artysta przedstawia siebie jakby miał przed sobą drugiego człowieka. Ten drugi człowiek jest różny od wszystkich innych znanych mu osób, ponieważ zna go od zewnątrz, ale też i od wewnątrz. Autoportret jest wynikiem dialogu prowadzonego w jednym człowieku, który toczą między sobą artysta i model. Tworzą oni nierozerwalną całość, w wyniku której, w portrecie potęguje się osobowość twórcy.
W samojebce trudno szukać artystycznej głębi. Rembrandt podczas tworzenia swojej podobizny musiał kontemplować swoje dzieło, a zarazem samego siebie. Poprzez wewnętrzny dialog i żmudną pracę pędzla, zostawiał cząstkę duszy na płótnie. Dzisiaj akt tworzenia ogranicza się do przybrania odpowiedniej miny i naciśnięciu przycisku. W takim wypadku więź autora z cyfrowym autoportretem ogranicza się jedynie do fizycznego wymiaru.
Choć kwestia, że selfiki nie są artystyczne, jest akurat sprawą drugorzędną, ponieważ różnica nie jest jakościowa, a ilościowa. Kiedyś nieliczni artyści tworzyli autoportrety dla relatywnie ograniczonej publiczności. Robili to 2-3 razy w życiu, a czasem wcale, co nadawało dziełu szczególnego znaczenia. Dzisiaj każdy może zrobić sobie selfie i umieścić je w Internecie o globalnym zasięgu. To właśnie jest zasadnicza różnica jaką dzielą autoportrety od samojebek.
Kreowanie wizerunku
Staliśmy się naszymi największymi fanami i prywatnymi paparazzimi.Alicja Eler
Konta na portalach społecznościach założyło już blisko 800 milionów ludzi. Wymieniają oni między sobą 4 biliony informacji, w tym około 350 milionów zdjęć dziennie. Większość ludzi czyta tylko 20% zamieszczonego tekstu w Internecie. Jeśli dodamy do tego fakt, że szata graficzna Facebook’a promuje zdjęcia, siła selfików wzrasta. Stają się esencją informacji jaką przekazujemy światu, a słowo pisanie jest tylko skromnym komentarzem.
Aktor James Franko przeprowadził eksperyment na Instagramie, aby dowiedzieć się, które zdjęcia będą najchętniej oglądane. Wśród zdjęć zwierząt, architektury i cytatów największą popularnością cieszyły się jego samojebki. Po eksperymencie Franko stwierdził, że selfi to awatary, które wysyła światu, aby pokazać z kim ma do czynienia.
Selfie informuje świat kim jesteśmy, co, z kim, i gdzie robimy, oraz to za kogo się uważamy, i za kogo chcielibyśmy być uważani.
Choć słitfocie wyglądają na spontaniczne, nigdy nie są przypadkowe. Zanim zostaną wrzucone do sieci, muszą zostać zaakceptowane. Jeśli coś nam w zdjęciu nie będzie pasowało, wystarczy nacisnąć przycisk usuń. Każdy z nas staje się wtedy własnym PR-owcem.
Narcyzm?
Wrzucając do sieci zdjęcia tego, co jedliśmy na śniadanie, jak prezentujemy własną muskulaturę lub jak wyglądamy na tle wieży Eiffla, wyobrażamy sobie, że naszych znajomych interesuje każda rzecz jaką robimy. Zaspokojeniem naszego uwielbienia są lajki i komentarze na Facebook’u. Ale czy możemy mówić w dzisiejszym świecie o globalnym narcyzmie? Może selfies są po prostu narzędziem komunikacji, która nie ma ścisłego powiązania z narcystycznymi ciągotkami. Powstają z potrzeby pokazania światu, kim jesteśmy, a nie z potrzeby samouwielbienia.
A Ty jak sądzisz?
Zamiast kolekcjonować wspomnienia kolekcjonujemy zdjęcia
(…)gdy już dotrą na miejsce(…).Robią przy tym mnóstwo zdjęć i później pokażą ci je w albumie. Są to zdjęcia miejsc, których nigdy nie widzieli, bowiem tylko je fotografowali. Jest to metafora współczesnego życia.Anthony De Mello, Przebudzenie
Podróżujemy po świecie, żeby zrobić zdjęcia. Kiedy wracamy do domu przeglądamy je, aby sprawdzić gdzie właściwie byliśmy.
Sztuka sprowadzona do tła
W Luwrze wisi jeden z najsłynniejszych obrazów na świecie- Mona Liza. Pod obrazem Leonarda da Vinci nieustanie przewijając się grupy turystów. Z relacji ludzi coraz częściej można spotkać widok gdzie wszyscy stoją tyłem do tajemniczo uśmiechającej się damy. Nikt nie patrzy jej w oczy, lecz robią sobie selfiki, a najsłynniejsze dzieło sztuki, które powinno intrygować i skłaniać, choć do minimalnej zadumy, sprowadza się do roli tła.
Świetnym komentarzem do tego zjawiska jest wystawa „Fuck Off” pana Ai Weiwei. Chiński artysta użył cudów natury i kultury jako tła, lecz nie fotografował siebie, a swój środkowy palec, który jest komentarzem tego, jakie ludzie mają dzisiaj podejście do sztuki.
Idziemy na kolacje czy na trzaskanie samojebek?
W pewnej popularnej nowojorskiej restauracji zaczęto się zastanawiać, dlaczego w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba obsługiwanych klientów pozostawała na tym samym poziomie, pomimo zatrudniania coraz większej ilości personelu i skrócenia karty dań w celu ułatwienia wyboru posiłków przez gości. Tajemnica się wyjaśniła, kiedy obejrzano nagrania z kamery przemysłowej z 2004 roku i porównano z nagraniami z analogicznego okresu w roku 2014. Czas potrzebny na zjedzenie posiłku wydłużył się dwukrotnie z powodu robienia przez gości samojebek, fotografowanie posiłków, proszenie kelnerów, aby zrobili zdjęcie wszystkim osobom zasiadającym przy stole, a następnie z powodu próśb o podgrzanie jedzenia, które zdążyło wystygnąć podczas sesji fotograficznej i udostępniania zdjęć na Facebooku.
To bardzo wymowny przykład pokazujący zmianę paradygmatu przez ostatnie kilkanaście lat. Już nie kolacja z przyjaciółmi i delektowanie się wspaniałymi posiłkami, ale wrzucanie fotek na portale społecznościowe stało się kwintesencją wolnego czasu. Doświadczenie jest cenne o ile możny się nim komuś pochwalić. Myśląc kategoriami selfi wartościowe nie jest to co przeżywamy, ale to co możemy sfotografować i pokazać światu.
Czy selfie może wyglądać jak dzieło sztuki?
Jak najbardziej tak! Wystarczy, że zainstalujesz aplikacje Prisma, która zamieni Twoje selfie w dzieło sztuki za pomocą filtrów, wzorowanych na stylach sławnych malarzy, jak Munk czy Picasso. W przeciwieństwie do innych aplikacji, które stosują jedynie filtry koloru i światła, twórcy Prismy twierdzą, że używają kombinacji sieci neuronowych i sztucznej inteligencji do zmiany fotografii, w taki sposób, że w rezultacie tworzy się całkiem nowe zdjęcie posiadające w sobie coś z dzieła sztuki.
Fenomen aplikacji można tłumaczyć tym, że w bardzo prosty sposób można osiągnąć oszałamiające rezultaty. Kilka kliknięć i możesz zobaczyć jak wyglądałabyś, gdyby namalował Cię jakiś sławny malarz, lub jak prezentuje się Twoja okolica przez pryzmat artystycznego geniuszu.
Co prawda Prisma nie będzie substytutem prawdziwej sztuki, jednak rezultaty jakie się uzyskuje na niektórych zdjęciach są na tyle fascynujące, że odróżnienie fotografii z nałożonym filtrem od prawdziwego dzieła sztuki wykonanego ludzką ręką, staje się praktycznie niemożliwe.
Wymowna samojebka
Przeszukałem zasoby Internetu w poszukiwaniu fajnych samojebek i natrafiłem na jedno godne uwagi. Nie chodzi mi tu o sam fakt nietaktowności zdjęcia i fali krytyki, jaka się po tym wywiązała. Ja dostrzegłem tutaj pewien ciężar artystyczny.
A, i żeby nie było, że tylko nastolatkom brakuje w dzisiejszym świecie taktu. Obama, Cameron i duński premier Helle Thorning-Schmidt podczas ceremonii żałobnej Nelsona Mandeli:
#konkluzja
Od selfików już nikt z nas nie ucieknie. Ani ja, ani Ty. Już na dobre zagościły w naszym życiu. A jeśli jesteśmy na nieskazani, to wypadałoby nauczyć się je robić profesjonalnie. Polecam wpis Samojebka, czyli – co ja pacze na blogu Wittamina, aby nie zarzucono nam nigdy braku profesjonalizmu. Wpis można znaleźć tutaj.